Toń

Chór tragedii greckiej na Wielkich Dionizjach składał się z grupy młodych chłopców, dla których był on pierwszym publicznym wystąpieniem przed wszystkimi mężczyznami w mieście, a jednocześnie ostatnim cywilnym zadaniem przed przystąpieniem do służby wojskowej. Jednak śpiewane przez nich pieśni bynajmniej nie są hymnami wychwalającymi męstwo i zagrzewającymi do walk. Młodzieńcy w przebraniach dziewcząt, kobiet lub bezsilnych starców, niejednokrotnie niezależnie od tematu tragedii wznoszą antywojenne błagania lub lamenty pokonanych. Śpiewają okrucieństwo i koszmar wojny ustami pobitych trojanek, fenicjanek, danaid, argiwek, tebanek i starców spod maratonu. Uderza to szczególnie w zestawieniu samych pieśni, bez kontekstu opowiadanych w tragediach historii, odczytanie ich po kolei ukazuje przytłaczającą powtarzalność tematu. Czy był to ostatni moment na oddanie głosu przyszłym żołnierzom, którym społeczna powinność męstwa chwilę po uroczystości na zawsze ten głos odbierze? Czy też jedyny moment na zrozumienie swoich przyszłych ofiar? Czy też element szkolenia wojskowego- taki sam jak nauka zbiorowej odpowiedzialności i równego szyku w chóralnej choreografii. Niewątpliwie jest to włączenie na chwilę kobiecego głosu do monolitycznie męskiego świata gdzie wojna i służba ojczyźnie stanowiły podstawę społecznej tożsamości. Nie było w nim, na żadnym etapie i w żadnej formie miejsca na realne kobiety tak jak przez wiele kolejnych lat- ani w teatrze, ani na wojnie. Sięgając po teksty pieśni chórów mimo poczucia ich absolutnej emocjonalnej wiarygodności z kobiecej perspektywy wiem, że nie mam dostępu do tego czym były w istocie- ze względu na ich męskie wykonanie i odbiór- na brak miejsca na moje ciało i moje ucho.

Nowe idee moralne tak jak i nowe dzieła literackie czy malarstwo, łatwo źle ocenić, przez ułomność braku dystansu perspektywy własnych czasów. W jej świetle, każda nowa idea może być równie dobrze metamorfozą moralnej ewolucji jak i tylko dziwaczną eklektyczną iskrą, której mignięcie wypełnia ledwie śmieszne sto lat historii. Idea względnej równości praw ludzkich i Boskich jak i ogólnie pojętej pełni człowieczeństwa żeńskiej płci, w swoim czasie egzystencji w naszej skali pojęć kwalifikuje się do potencjalnych iskier w pierwszej kolejności. Może to być wynaturzona zabawa ludzkości jak pasowanie konia na senatora. Co jeśli patrzymy na świat z perspektywy mniej-ludzkiej? Co jeśli jesteśmy koniem-senatorem? Co jeśli iskra zgaśnie za naszego życia? Co jest na dnie bagna mniej-ludzkości i nie-ludzkości? Czym jest ta rzecz, która " wszelkiego zła jest siedliskiem, narzędziem Szatana, dlatego chętnie demonom służy, aby chuć swą nienasyconą zaspokoić i naturze przeciwne żądze", którą jesteśmy? Czy to lepiej czy gorzej? Czy lepiej być ludziem, czy pod-ludziem, jeśli ludzie to tylko Oni? Czy warto walczyć o władzę, którą trzymały ich obmierzłe ręce? Zagłębiając się w najstarsze dostępne nam w naszej cywilizacji obrazy kobiet, rozumiemy każdy moment ich scenicznego istnienia, każde słowo, każde drgnięcie rytmu i nie mamy ani chwili niezrozumienia, dla najgorszych zbrodni, z kobietami wymyślonymi przez mężczyzn dla mężczyzn, które sformatowały na, duszę. Możemy zrozumieć je lepiej niż oni sami, bo jesteśmy w środku tej samej formy, ale to nie my jesteśmy jej autorkami. Jesteśmy podludźmi, bo żyjemy w świecie myśli i kształtów zastawionych na nas przez tych właściwych ludzi. Nie ma miejsca na dystans i czasu na własną myśl. Nasza ludzkość w czasie rozbłysku tej iskry jest na nich budowana. Prawda jest na dnie bagna podludzkości. Chcemy ją mieć, chcemy żeby krzyczała oczami antycznych masek- zalała świat swoją smolistą substancją wypełzającą przez oczy i zakładającą w ich duszach kolonię Obcego. Chcemy wpuścić do tego systemu wirus prawdy ciał i zniszczyć go od środka.

Nasza przodownica chóru jest sama, nikomu nie udało się dopłynąć do brzegów Europy razem z nią. Sama błaga Boga i greckich władców o władcówazyl przed nadciągającą przemocą, sama odprawia ostatni lament nad gruzami Troi i ciałami pomordowanych Trojan i Greków, sama płynie jako niewolnica na nieznany ląd i sama jako ludzki dar dla Boga patrzy na zagładę Teb opłakując obie strony bratobójczej walki, by w końcu sama sprowadzić na Grecję pożogę dionizyjskiego szału. W naszym świecie odradzającej się kobiecej kolektywności i siły chóru w ulicznych protestach i społecznych zrywach proces osobistego przeprowadzenia swojego własnego chóru wydaje się konieczny. Udzielenie swojego ciała wszystkim błagającym, lamentującym i protestującym kobietom jakie nosimy w sobie i wytańczenia ich przerażenia, rozpaczy, bólu i gniewu.

Spektakl powstawał autorską metodą połączenia technik tańca butoh subbody resonance ze szczególnym nastawieniem na rezonans z przedmiotem i z tekstem antycznym. Badałyśmy jak wypowiadane słowa wpływają na rozrezonowane ciało tancerki i jakie pozostawiają w nim ślady, a jednocześnie jakie głosy mogą wydobyć się z ekstremalnych stanów tańczącego ciała. Pozbawione fabuły, konkretnych postaci czy sytuacji teksty chórów antycznych pozwoliły nam zadać sobie pytanie, co znaczy tańczyć tekst?

SOLO: KAJA JANISZEWSKA

REŻYSERIA/SCENOGRAFIA/PROJEKCJE: ALEKSANDRA KONARSKA

MUZYKA LIVE: PIOTR MICHALCZUK

Załóż darmową stronę internetową!